- A jak już pozbędziesz się panny Gallant? Podejrzewam, że masz jakiś plan.
- Owszem. Chcę, żebyś ożenił się z Rose. Zaniemówił na dłuższą chwilę. - Co takiego? - wykrztusił w końcu. - Ożenisz się z moją córką, a ja zostawię pannę Gallant w spokoju. Wiem, że zależy ci na tej ladacznicy. Słyszałam, jak obiecujesz, że zajmiesz się jej bękartem. Tak więc Rose zostanie lady Kilcairn, a moje wnuki odziedziczą twoje tytuły, ziemię i majątek. - Na Boga, jesteś ambitna. Od jak dawna to planowałaś? - zapytał niemal z podziwem. - Odkąd zobaczyłam, co odziedziczyłeś i co drogiemu Oscarowi przeszło koło nosa. Dziś na balu wszyscy zobaczą, jak doskonale do siebie pasujecie. Potem ogłosisz wasze zaręczyny. - Po tych słowach pani Delacroix odwróciła się na pięcie i wyszła. Lucien jeszcze przez kilka minut stał pośrodku sali balowej jak skamieniały. Sam nie bał się szantażu, bo nawet gdyby Fiona ogłosiła publicznie swoje insynuacje, nie poniósłby żadnych konsekwencji. Poniosłaby je natomiast Alexandra. Zaklął pod nosem. Był nieostrożny, naraził ją na wielkie przykrości, a w dodatku pozwolił, żeby przeklęta ciotka miała ostatnie słowo, co do tej pory udawało się jedynie pannie Gallant. Zmrużył oczy. Fiona jeszcze go nie przechytrzyła. I popełniła wielki błąd, dając mu czas na podjęcie stosownych kroków. Alexandra złożyła szal i schowała go wraz z innymi rzeczami do kufra. Delikatna koronka o barwie kości słoniowej nie nadawała się na podróż. Większość jej nowych rzeczy była zbyt wytworna, żeby je nosić gdziekolwiek poza Londynem. Wiedziała, że szczególnie nauczycielce zupełnie się nie przydadzą, ale nie potrafiła się z nimi rozstać. - Panno Gallant? Głos lorda Kilcairna brzmiał mniej gniewnie niż w sali balowej, ale wciąż poważnie. Tak czy inaczej, wolała nie spotykać się z Lucienem sam na sam. - Panno Gallant - powtórzył hrabia i zapukał jeszcze raz. - Alexandro, wiem, że tam jesteś. Szekspir wyskoczył spod łóżka i popędził do drzwi, machając ogonem. Nic dziwnego, skoro w tym domu pozwalano mu na wszystko. Jej również, ale niestety ta wolność kończyła się przy frontowym wejściu. Nagle zasuwa zagrzechotała, rozległ się huk, pękła framuga i do pokoju wpadł Lucien. - Mogłaś się odezwać - powiedział spokojnie, otrzepując drzazgi z ubrania. - Moją odpowiedzią było milczenie - odparła i wróciła do pakowania. Kilcairn ukucnął i wziął psa na ręce. - Mamy kłopot. Odłożyła na bok stary podróżny kapelusz. - Trzeba było nie wrzeszczeć na wszystkich bez powodu. - Ciotka wie, że jesteśmy kochankami. - Byliśmy kochankami - sprostowała. - Poza tym jutro wyjeżdżam. - Zawarła znajomość z lady Welkins. Pokój zawirował i Alexandra osunęła się na podłogę. Lucien ukląkł przy niej zaniepokojony. - Przecież nie należysz do kobiet, które mdleją przy byle okazji? - Nie zemdlałam, ale chyba będę chora. Lady Welkins... O, Boże! - Nie martw się, znalazłem rozwiązanie. Nagle stał się rycerzem na białym koniu, spieszącym jej na ratunek. Nie, nie powinna tak myśleć. - Dlaczego wyłamałeś drzwi? - Słucham? - Pytałam, dlaczego wyważyłeś drzwi? - Bo nie otwierałaś i... - I dlaczego powiedziałeś „mamy kłopot”? Przecież lady Welkins to moje zmartwienie. - Na litość boską, Alexandro! - Wziął głęboki oddech. - Fiona zagroziła, że przysporzy ci kłopotów, jeśli...