matki nie obchodzi, co się z tobą stanie. Mogę ci to udowodnić.
Wyratowała Sebastiana Redwinga z Wodospadu Joshui. Czy myślisz, że wyratuje ciebie? Madison zacisnęła usta. – Sama się uratuję! – No widzisz. Masz dopiero piętnaście lat, a możesz liczyć tylko na siebie. Chodź, Madison. Powoli. Krok po kroku. Jack trzymał głowę wysoko, usiłując ocalić resztki godności. – Porwanie senatora Stanów Zjednoczonych nie ujdzie ci na sucho. Mowery wyszczerzył zęby w uśmiechu. – I co z tego? Prowadził samochód, uzbrojony w półautomatyczny karabinek. Byli już o kilka minut drogi od domu Lucy. Jack wciąż nie rozumiał, co się właściwie zdarzyło. Przyjaciel, również senator, pożyczył mu prywatny samolot. Jack, doświadczony pilot, zamierzał polecieć do Vermontu, opowiedzieć Lucy o niedawnych zdarzeniach i razem z nią przedyskutować wszystkie możliwości. Tymczasem na lotnisku czekał na niego Mowery. Szantażysta zmienił się w porywacza. Mowery pilotował samolot. W Vermoncie czekał już na niego samochód. Jego sposób na utrzymanie Jacka w posłuszeństwie był prosty. Co kilka minut powtarzał mu te same słowa: – Jack, ja jestem ekspertem, a ty tylko nadętym senatorem. Jeśli będziesz próbował zrobić jakieś głupstwo albo jeśli mnie po prostu zdenerwujesz, to zabiję ciebie, a potem Lucy i twoje wnuki. – Czego chcesz? – wychrypiał wreszcie Jack. – Jeszcze na to nie wpadłeś? – Jeśli chodzi o pieniądze... – Gdyby chodziło o pieniądze, to zająłbym się jakimś senatorem z większym funduszem powierniczym. Chryste, Jack. Jak na waszyngtońskie standardy, nie jesteś wart zbyt wiele i chyba o tym wiesz? – Poświęciłem całe życie służbie publicznej. – Za to marnie płacą. – Więc o co ci chodzi? O władzę? O mój głos w senacie? Czy ktoś inny ci płaci? Gdybym wiedział, to może byśmy doszli do jakiegoś sensownego kompromisu. – Nic z tego. Już kiedyś miałem swoją szansę. Taki interes można zrobić tylko raz w życiu i dobrze o tym wiedziałem. – Prowadził samochód spokojnie i pewnie, nie było po nim widać nawet śladu zdenerwowania. – Ale Redwing Associates zaczęło mi już krzyżować szyki. Sebastian rozpowiadał, że tracę bystrość umysłu. – Ja słyszałem inną wersję – mruknął Jack. – A kto mówi prawdę senatorom? Po to są te całe przesłuchania przed komisją senacką. Musicie się przekopywać przez tony bzdur, żeby cokolwiek z kogokolwiek wyciągnąć. – Zerknął na Jacka przez ramię. – Nie działa ci to czasem na nerwy? – Nie. – No, ty zawsze jesteś świętszy od papieża. A ja stałem na skraju bankructwa. Wyszkolenie tego sukinsyna kosztowało mnie miliony, dosłownie miliony. Żyje jak pieprzony mnich, ale