Razem z Markiem uczyli się w Eton i wspólnie wychodzili na miasto. Bawili się wspaniale, jak przystało na młodych i zamożnych mężczyzn z dobrych domów, chociaż Lysander dysponował jedynie pięciuset funtami rocznego kapitału w spadku po ojcu chrzestnym. Beztrosko spędzali czas to z tancerkami, to w licznych kasynach gry. Lysander miał głowę do gier i jeżeli nie zdawał się na los szczęścia, udawało mu się łatać dziury między wpływami a wydatkami. To mu zresztą odpowiadało, ojciec bowiem, trzeci markiz Storrington, najwidoczniej doszedł do wniosku, że nie ma żadnych zobowiązań wobec drugiego syna - który pozostawał niejako w rezerwie - i zupełnie się nim nie interesował. Obyło się przy tym bez kłótni i awantur. Markiz z przyjem¬nością gościł syna w Candover na święta albo zapraszał go na obiad do White’a podczas nielicznych wizyt w Londynie, lecz zawsze dawał wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierza mu pomagać finansowo.

  • Andrzeja

Razem z Markiem uczyli się w Eton i wspólnie wychodzili na miasto. Bawili się wspaniale, jak przystało na młodych i zamożnych mężczyzn z dobrych domów, chociaż Lysander dysponował jedynie pięciuset funtami rocznego kapitału w spadku po ojcu chrzestnym. Beztrosko spędzali czas to z tancerkami, to w licznych kasynach gry. Lysander miał głowę do gier i jeżeli nie zdawał się na los szczęścia, udawało mu się łatać dziury między wpływami a wydatkami. To mu zresztą odpowiadało, ojciec bowiem, trzeci markiz Storrington, najwidoczniej doszedł do wniosku, że nie ma żadnych zobowiązań wobec drugiego syna - który pozostawał niejako w rezerwie - i zupełnie się nim nie interesował. Obyło się przy tym bez kłótni i awantur. Markiz z przyjem¬nością gościł syna w Candover na święta albo zapraszał go na obiad do White’a podczas nielicznych wizyt w Londynie, lecz zawsze dawał wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierza mu pomagać finansowo.

26 January 2023 by Andrzeja

Z pewnością byłoby mądrzej z jego strony, gdyby uczynił tak ze starszym synem, ale Alexander był dziedzicem i należały mu się wszelkie przywileje. Istniało jednak wiele miejsc, w których lord Lysander Candover był mile widzianym gościem, i mimo skromnych funduszy udawało mu się żyć na zupełnie przyzwoitym poziomie. Naturalnie, nie spodziewał się, że zubożały dżentelmen, nawet syn markiza, będzie traktowany przez matrony z towarzystwa jako poważny kandydat na męża dla ich córek. Wcale się tym nie martwił, ponieważ, jak dotąd, nie myślał o ożenku. Poza tym miał pewność, że żadna debiutantka nie oskarży go o igranie z jej uczuciami. W tej sytuacji, nie mając na względzie poważnych zamiarów, zaprosił do Candover Court pannę Baverstock wraz z bratem. Zawsze czuł do niej sympatię i podziwiał jej zdolność osiągania zamierzonych celów. Uważał ją przy tym za kobietę niezwykle atrakcyjną, więc miesiąc w jej towarzys¬twie wydał mu się nader miłym i obiecującym pomysłem. Z pewnością nie spodziewał się żadnych kłopotów. Ponieważ Lysander nie lubił jadać w godzinach, w jakich robiono to na wsi - uważał za absurdalne spożywać kolację o szóstej i odczuwać głód już o dziesiątej - nakazał zachować miejskie pory posiłków i kolację podano przed ósmą. Pierwszego dnia, zaraz po popołudniowej herbacie, zaprosił Baverstocków na przechadzkę do ruin starego klasztoru, leżącego po wschodniej stronie domu. Dzień był upalny, słońce właśnie zachodziło i Oriana nie potrzebowała nawet szala. Lysander podał jej ramię, a parę kroków za nimi podążał Mark. Po głowach obojga rodzeństwa chodziła jedna myśl, ale żadne z nich nie miało śmiałości zapytać o to wprost. - Twoja siostra jest taka słodka, Lysandrze, bardzo żywa i nie zepsuta - zaczęła Oriana. - To piękne dziewczątko - dodał Mark. - Miło mi to słyszeć - oparł Lysander z uśmiechem. Mimo denerwującego zachowania Arabelli, kochał siostrę i cieszył się, kiedy ją chwalono. - Czy lady Helena zamierza w tym sezonie wprowadzić ją do towarzystwa? - spytała Oriana. - Będzie ozdobą salonów, z pewnością jest w wieku, kiedy nie potrzebuje się już guwernantki. W powietrzu wisiało nie zadane pytanie. - Kuzynka Maria chce jej urządzić wspólny debiut z Dianą - poinformował markiz. - No proszę, już jesteśmy na miejscu. Klasztor pochodzi z trzynastego wieku, chociaż niewiele z niego pozostało. Oriana obrzuciła zabytki przelotnym spojrzeniem i odparła z udanym współczuciem: - Biedna panna Stoneham pozostanie bez pracy. Ale taki jest, niestety, los guwernantek. - Rozejrzała się dokoła i dodała: - Co za urocze miejsce. Musi tu być czarująco w czerwcu, kiedy wszystko jest pokryte różami. - A po chwili dorzuciła: - Zapewne będzie dla niej wstrząsem rozstanie z tak słodką dziewczyną jak Arabella. - Jeszcze do niedawna nikt z nas nie wiedział o istnieniu panny Stoneham - zaśmiał się Lysander. - Poznaliśmy ją zaledwie dwa tygodnie temu. To ciotka nalegała, aby ją zatrudnić. Arabella ma talent do wprawiania swoich nau¬czycielek w histerię, a ciotka Helena stwierdziła, że nowa, młoda guwernantka poradzi sobie tam, gdzie biedna panna Lane, tak jak i tuzin jej poprzedniczek, nie dało rady. Panna Stoneham ma u nas pracować jedynie do czasu powrotu Fabianów do miasta. - Rozumiem, że nie zależy ci na tej pannie - rzekła Oriana, dotykając mchu rosnącego w szczelinach muru. Lysander niechętnie rozmawiał o pannie Stoneham. Nie wahał się wypowiadać krytycznych uwag w obecności samej Clemency czy nawet ciotki, lecz nie zamierzał robić tego przy Orianie. - Nie mam nic do powiedzenia na ten temat. - Wzruszył ramionami. - Ciocia Helena zajmuje się Arabella i jej nauką - dodał krótko. Mark, z uwagą przysłuchujący się rozmowie, był tymi słowami bardzo pocieszony. Nie chciał wchodzić w drogę swojemu przyjacielowi, ale skoro dziewczyna go nie inte¬resuje, to nie będzie miał żadnych oporów. Przecież nie brakuje guwernantek, lady Helena będzie po prostu musiała znaleźć inną. Panna Stoneham - ciekawe, jak ma na imię - jest zresztą zbyt piękna, by pełnić w tym domu rolę popychadła. Być może, jeśli sprosta jego oczekiwaniom, umieści ją w jakimś przytulnym mieszkanku w Chelsea. Rozejrzał się po ruinach z błyskiem w oku. - Niezłe miejsce na tajne schadzki - zauważył. - Ciekawe, co tu wyczyniali braciszkowie zakonni. - Muszę cię rozczarować - zaśmiał się Lysander. - Byli znani z wyjątkowej pobożności. Opat Walter, na grobie którego właśnie siedzisz, został, jeśli się nie mylę, kar¬dynałem. Co za głupiec, pomyślał Mark. Clemency miała sporo do przemyślenia, gdy poszła przebrać się do kolacji. Już na pierwszy rzut oka pan Baverstock nie przypadł jej do gustu. Wyczuła w nim jednego z tych wstrętnych, zadufanych mężczyzn, którzy wierzą, że żadna kobieta im się nie oprze. Patrzył jej w oczy, starając się ujrzeć swoje własne odbicie, skwitowała w myś¬lach. Nie podobał się jej sposób, w jaki ścisnął jej dłoń, ani ton głosu, pełen niedomówień i insynuacji. Niestety, jako guwernantka ma bardzo ograniczone moż¬liwości obrony. Nie może go ostro skarcić ani prosić Candoverów o ochronę; lady Helena z pewnością niczego nie zauważy, jej bratankowi zaś nie będzie na tym zależało. W każdym razie jakakolwiek skarga zapewne pogłębi tylko niezadowolenie markiza - już teraz nie darzy jej sympatią. Po raz pierwszy w życiu Clemency doszła do wniosku, że jest zdana tylko na siebie. Powinna postępować ostrożnie. Może spróbuje wciągnąć do rozmowy o tym Adelę, która wydała jej się poważną, rozsądną panną. Mimo wszystko podejrzewała, że będzie to wielka próba i dla niej, i dla panny Fabian. Przy kolacji ogarnęła ją jednak konsternacja. Z powodu przybycia nowych gości zmieniono miejsca przy stole. Teraz Mark siedział prawie naprzeciwko niej, po lewej ręce lady Heleny. Zdawała sobie sprawę, że stanowczo zbyt często na nią spogląda. Starał się uchwycić jej wzrok, lecz dziewczyna pilnie się strzegła, by nie przerywać rozmowy z lordem Fabianem i Dianą, między którymi siedziała. Nie przeszkadzało jej to zerkać na Orianę, pochłoniętą dyskusją z Lysandrem. Clemency od razu spostrzegła, że Oriana interesuje się markizem. Dobrze mu tak, mówiła sobie. Trafi mu się próżna, egoistyczna żona, która najpewniej przytyje mocno w średnim wieku. Jednak próby wymazania jej z myśli okazały się bezskuteczne i zauważyła, że mimo woli przy¬słuchuje się rozmowie tych dwojga. - Lysandrze, słyszałam, że znajduje się tu kilka ciekawych miejsc - rzekła właśnie Oriana, jakby chciała otwarcie zademonstrować, że ma przywilej mówienia do markiza po imieniu. - Mam nadzieję, że twoje interesy nie zajmą cię tak bardzo i pokażesz nam okolice. Lysandrze! - pomyślała gorączkowo Clemency. Dlaczego nie Alexandrze? - Cóż za wspaniały pomysł, panno Baverstock! - krzyk¬nęła Arabella. - Moglibyśmy urządzić sobie piknik. Zander, błagam, zgódź się! - Nie możesz sprawić zawodu siostrze - droczyła się z nim Oriana. - Co ty na to, ciociu Heleno? - spytał Lysander. Lady Fabian przymknęła oczy. Na myśl o półtuzinie źle wychowanych psów biegających po łące pełnej owiec przeszły ją ciarki. Z drugiej strony pomyślała sobie, że Mark Baverstock jest rozsądnym młodym człowiekiem i być może zainteresuje się Adelą. Nie zaszkodzi stworzyć ku temu odpowiednią okazję. Toteż, gdy lady Helena sprzeciwiła się wycieczce, odparła szczerze: - Moja droga, z wielką chęcią zaopiekuję się młodzieżą, jeśli uważasz, że to dla ciebie zbyt wielki kłopot. - W porządku - podchwycił markiz. - A więc życzenie panny Baverstock zostanie spełnione. Panno Stoneham, jak pani myśli, czy pani Marlow da sobie radę? Brakuje nam trochę służby - wyjaśnił ciszej Orianie. - Jestem pewna, że tak, milordzie, pod warunkiem, że poinformuje się ją kilka dni wcześniej - odparła Clemency. Jednocześnie pomyślała, że pomoc pani Marlow to dla niej dobra wymówka, by samej pozostać na uboczu. - Lysandrze, jeśli panna Stoneham ma nadzorować przy¬gotowania, co, mam nadzieję, uczyni, w żadnym razie nie może być pozbawiona przyjemności uczestniczenia w pikniku - oznajmiła lady Fabian i uśmiechnęła się do Clemency. Spodobała się jej ta dziewczyna, która pragnęła zbliżyć do siebie Arabellę i Dianę. Również jej próby rozmowy z Dianą podczas posiłku nie pozostały nie zauważone. - Mam nadzieję - odparł markiz niezobowiązująco. Giles rzucił matce spojrzenie pełne wdzięczności. - Pani obecność na pikniku, panno Stoneham, jest nie¬odzowna - szepnął później Mark, pochylając się w salonie nad oparciem krzesła Clemency. - Doprawdy? - spytała lodowato. Dostałem kosza? To intrygujące, pomyślał Mark. Pozwolił osobie dotknąć jej złotych loków i dodał: - Sprawiłoby mi to wielką przyjemność, ma się rozumieć. Lysander przez cały czas obserwował ich z końca pokoju. Uzgodniono z lady Heleną, że Clemency będzie spędzać niedzielne popołudnia z panią Stoneham. Po pełnych emocji chwilach w Candover Court widok kuzynki Anne w kościele był dla niej najmilszą nagrodą. Dziewczynie wydawało się, że spędziła w posiadłości markiza co najmniej kilka tygodni, i miała wrażenie, że wydarzenia ostatniego dnia wymagają dłuższych przemyśleń. Potrzebowała ciszy i spokoju, toteż z przyjemnością przysiadła się w ławce do kuzynki Anne i poczuła, że świat wokół niej znowu zwalnia swoje szalone tempo. Oczywiście, nie było to w smak Markowi Baverstockowi. Wdowa po szanowanym pastorze, na dodatek tak blisko wrót Candover Court - to ostatnia rzecz, jakiej pragnął. Niewyob¬rażalne wydawało się przekupienie takiej kobiety. Już ją widział, wrzeszczącą wniebogłosy na wieść o kompromitacji drogiej kuzynki. Wiedział, że jeśli nie będzie postępował ostrożnie, może wpaść w poważne tarapaty. Zachowanie pana Baverstocka nie było główną przyczyną niepokoju Clemency. Gdy znalazła się w maleńkim salonie kuzynki Anne, zaczęła niepewnie opowiadać o swoich problemach. - Nie rozumiem. Co to znaczy, że uciekłaś nie przed tym mężczyzną? - zażądała wyjaśnień mocno zdetonowana pani Stoneham. - Ja... nie jestem pewna. Tego właśnie chcę się dowie¬dzieć. Eleanor i Mary Ramsgate znalazły w swojej książce notatkę opatrzoną nazwiskiem Alexander d’Evnecourt Ludovic Theobald. Lady Arabella zwracała się do niego Zander, pomyślałam więc, że... - Może Lysander to przezwisko? - odezwała się pani Stoneham bez przekonania. - W końcu to wyjątkowo rzadkie imię. - Nie masz u siebie wykazu parów, kuzynko Anne?

Posted in: Bez kategorii Tagged: onet tajlandia, wyjazdy singli, jakie włosy do okrągłej twarzy,

Najczęściej czytane:

‚am psychologiÄ™. ...

Pamiętam jeszcze co nieco. – Bardzo dobrze – pochwalił ją Quincy, ale zaraz zmarszczył brwi i przysunął talerz bliżej siebie. Rainie ukradła mu kolejną grzankę. Dał za wygraną. ... [Read more...]

O’GRADY: Jestem bystry, no nie? Jestem bardzo bystry.

Chwila przerwy. CONNER: Dobrze, Danny. Byłeś na tyle bystry, żeby otworzyć sejf, wyciągnąć dwie sztuki broni i przynieść je do szkoły. A potem byłeś na tyle bystry, żeby co zrobić, Danny? ... [Read more...]

wiedziała, że to nie pomoże.

Potwór wróci. Nie uratowała Danny’ego. Ona i potwór wiedzieli o tym. Wkrótce przyjdzie po nią. Teraz będzie jej kolej. Becky płakała za matką. Ale przede wszystkim płakała z powodu Danny’ego, bo kiedy ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 NastÄ™pne »

Copyright © 2020 hotel.suwalki.pl

WordPress Theme by ThemeTaste